Macie czasem wrażenie, że jesteście w miejscu, które przenosi was do najskrytszych zakamarków wyobraźni, tworząc nowe drogi prowadzące w nieznane? Obrazy, dźwięki i zapachy budzą niewypowiedziane wspomnienia zachwytu światem, który nagle staje się intymnie bliski i namacalny, a po chwili rozpływa się w nieprzejrzystości pamięci?
Takie doświadczenia towarzyszyły mi przy tworzeniu zdjęć promujących projekt Datscha, czyli domku na kółkach zbudowanego przez Anię i Jakoba, usytuowanego w przepięknej, dzikiej scenerii nieopodal Graz w Austrii.
Pamiętam pierwsze rozmowy z Anią na temat naszej współpracy. Byłam zachwycona samym pomysłem stworzenia tiny house’u, kreatywnością oraz wyczuciem smaku Ani i czułam mocną nić porozumienia we wspólnym działaniu.
Wraz z ekipą modeli – Magdą Szuflitą i Petrem Vedrynskim, którzy byli zawsze gotowi do zwizualizowania moich często odrealnionych pomysłów – spędziłam kilka dni zanurzając się w malowniczym krajobrazie austriackiej przyrody. Każdy dzień był bardzo intensywny, pracowaliśmy od świtu do późnej nocy. Chyba nigdy wcześniej nie czułam takiej satysfakcji ze swojej pracy, nie zważając na jej efekty w postaci gotowych fotografii. Byłam bardziej zachwycona połączeniem twórczego wysiłku i błogiego, wewnętrznego odpoczynku, jaki serwowała nam wszechobecna, dzika natura.
Mieszkanie w domku na kółkach było czystą przyjemnością. Datscha to kwintesencja minimalizmu i miłości do natury – prostota wykonania, pięknie urządzone wnętrze i wiele rozwiązań technicznych, które ułatwiają życie w dziczy.

Żeby przybliżyć nieco sam zamysł projektu, inspiracje i działanie, oddaję głos Ani:

Odkąd tylko pamiętam, marzyłam o „bielonym domku“ gdzieś w górach — małej chatce, do której mogłabym uciec, kiedy wszystko zawiedzie, w której mogłabym mieszkać w zgodzie z naturą i budzić się wraz ze wschodem słońca. Ponieważ sporo się przeprowadzam – mieszkałam już w Krakowie, we Wrocławiu, potem w Niemczech, chwilę w Hiszpanii, potem znowu w Polsce i teraz w Austrii – stacjonarny domek nie był możliwy. Zdecydowaliśmy się zatem z mężem, że zbudujemy dom na kółkach, który może podróżować razem z nami. Dodatkowo jesteśmy zafascynowani minimalizmem, staramy się posiadać tylko niezbędne rzeczy. W kuchni mamy listę przyborów kuchennych. Dopiero, jeśli jakiś przedmiot znajdzie się na niej 3 razy (czyli trzy razy chcieliśmy go użyć) możemy go kupić. Z tego powodu nadal nie mamy miksera!

Tiny house wymusza ograniczenie się do najbardziej potrzebnych rzeczy, bo po prostu nie ma w nim miejsca. I to nas urzekło. Budowa domku zajęła nieco ponad rok. Budowaliśmy częściowo zdalnie, dojeżdżając do Polski (gdzie domek był budowany) w weekendy. Otrzymaliśmy też ogromną pomoc od moich rodziców, bez nich nie dalibyśmy rady.

Głównym źródłem inspiracji do stworzenia Datschy był minimalizm, bliskość z naturą, indywidualizm. Chciałabym powiedzieć ekologia, ale to nie do końca prawda, raczej romans ekologii z technologią — używaliśmy na przykład materiałów ociepleniowych, które nie są per se ekologiczne w produkcji, ale pozwalają na mniejsze straty ciepła w trakcie użytkowania. Mamy również ogrzewanie podłogowe sterowane aplikacją, które również jest wyjątkowo wydajne i nie tworzy dymu jak „ekologiczne“ piece na drewno.

Jeśli chcielibyście zbudować taki domek lub po prostu interesujecie się tematyką tiny house’ów – zachęcam do odwiedzenia strony internetowej Projektu Datscha: www.projekt-datscha.com

Facebooka: www.facebook.com/projektdatscha

Instagrama: www.instagram.com/projektdatscha